Wydawało się nam, że najtrudniejszą cześć mamy już za sobą. Projekt skończony i wysłany do wykonawcy, więc teraz musimy już tylko czekać, a potem „spijać śmietankę”. Nic bardziej mylnego...
Pobudka o 5 rano nigdy nie należy do przyjemnych. Wszystko przygotowane i zabrane, więc można wsiąść w autobus i dojechać do Ronda Ofiar Katynia, gdzie czekać ma na nas dr inż. Wojciech Średniwa bez którego to wszystko by się nie udało, a Wy nie moglibyście oglądać naszej dokumentacji fotograficznej. DZIĘKUJEMY! Lekko zaspani wsiedliśmy do samochodu i część z nas obudziła się dopiero we Wrocławiu. Bardziej świadomy fragment ekipy mógł podziwiać nowo wybudowaną trasę i piękne obiekty mostowe wzdłuż niej położone. Po 2 godzinach zawitaliśmy pod bramy celu naszej podróży.
Na miejscu od razu spotkaliśmy organizatorów, którzy wyrwani ze snu musieli przyjąć gości. Od razu trzeba zaznaczyć, że tak życzliwych, uczynnych, pomocnych i pełnych chęci ludzi można dzisiaj „szukać ze świecą”, a my odkryliśmy ich na akademikach Politechniki Wrocławskiej!
Model czekał już na nas w piwnicach budynku T-19. Gdy tylko go zobaczyliśmy, spojrzałem na Olka Bartona i wiedziałem już jak i ja wyglądam – klasyczny banan na twarzy! Noże w dłoń i bierzemy się za rozpakowywanie.
Jak dzieci na Mikołaja
zaczęliśmy gorączkowe rozpakowywanie prezentu. Po kilkunastu minutach cała
folia była już w szczątkach, a my mogliśmy się zabrać za nieśmiałe składanie
konstrukcji.
Nie było łatwo i jak to
zwykle bywa pojawiły się drobne problemy. A to nie było odpowiednich śrub, a to
otwory nie do końca się licowały – na szczęście mieliśmy swoje patenty i
zgodnie z przysłowiem „nic na siłę, wszystko młotkiem” zaczęliśmy dzieło modyfikacji
mankamentów.
Muszę się przyznać, że po
pierwszym zgrubnym montażu, jak zobaczyłem, że zajęło nam to dwie godziny i jak
się okazuje nie ma wszystkich śrub, a przez to cała konstrukcja jest dosyć
wiotka, byłem lekko załamany. Ale trzeba było podnieść głowę do góry, rozłożyć
całość i ponownie składać, aż do skutku, a także po to aby już w dniu zawodów
wykręcić jak najlepszy czas montażu.
Około 11:30 dołączył do
nas nasz kapitan – Jakub Biegun i mogliśmy trochę przyśpieszyć (ale nie za
wiele :P).
Obtarte palce o asfalt,
bóle pleców i ścierpnięte nogi od kucania to nieodłączny element składania
mostu. Dało się też dostrzec pewne niedokładności wykonawcze, co skutkowało
wstępnymi wygięciami konstrukcji, co jak się jednak okazało później, nie miało
dużego wpływu na pracę całości.
Inne drużyny również
zabrały się za montaż i już po kilkunastu minutach na boisku przed akademikami
wyrósł nam „las mostów”.
Jak możecie zobaczyć – ile
drużyn tyle pomysłów i to właśnie jest chyba najlepsze w tego typu zawodach. Po kilku godzinach w
pełnym słońcu udało nam się dojść do perfekcji w składaniu, chociaż nadal nie
mieliśmy wszystkich elementów potrzebnych do złożenia całej konstrukcji. Część
śrub miała się pojawić dopiero w dniu konkursu, co niekoniecznie nas cieszyło,
ale przecież tak samo wygląda to na prawdziwej budowie :D
PS: Skoro jest to stronach
Koła Naukowego pozwolicie, że pominę relację za wszystkich „spotkań
integracyjnych” :P
PS2: Zdjęcia możecie oglądać dzięki uprzejmości dr inż. Wojciecha Średniawy i inż. Tomasza Koziarskiego!
Dawid Kisała
1 komentarz
PS3. Na razie nie ma jeszcze moich zdjęć. Pozdro :-)
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania!